BIAŁA RIKA, Magdalena Parys

Projekt bez tytułu (40)

Parys_Biala_Rika

Pisz
– Nie pisz o mojej mamie – mówi ojczym.
– Pisz o niej! – mówi mama.
– Napisz o naszej babci – mówi kuzynka.
– Nie masz już o kim pisać… – mówi mój tata.
– O Niemce będziesz pisać? – mówi ciocia Lala.
Będę. Nie będę. Będę. Może będę.
Może nie będę…

Nie wiem, jak długo trwał ten dialog, w którym, moim zdaniem, większą polisemię wprowadzają nie kolejni bliscy a sama Parys, ale w ostatecznym rozrachunku długo wyczekiwana przeze mnie powieść powstała a jej główną postacią stała się Ruth, Rika, tj. przybrana babcia autorki. A że premiera Białej Riki miała miejsce na tegorocznej edycji Big Book Festivalu (podczas samego BBF odbyły się dwa spotkania z Magdaleną Parys!) wiedziałam, że muszę porzucić wszelkie dotychczasowe plany i być w ten czerwcowy weekend w Warszawie. Tradycyjnie było warto.

Chyba nikt nie napisał o pamięci tyle, co francuski filozof, Henri Bergson. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Co istotne, pamięć wywodzona jest przez Bergsona ze świadomości. Świadomość – pisze autor Świadomości i życiaoznacza przede wszystkim pamięć. Pamięci może brakować rozległości, może ona ujmować jedynie drobną część przeszłości, może przechowywać tylko to, co dopiero się wydarzyło; jednakże pamięć jest obecna, chyba że nie jest obecna świadomość. Świadomość, która nie przechowywałaby swej przeszłości, która zapominałaby nieustannie sama siebie, ginęłaby i rodziłaby się w każdej chwili. (…) Świadomość jest więc pamięcią – przechowywaniem i gromadzeniem przeszłości w teraźniejszości.

Z okruchów tak rozumianej pamięci składa się – w mojej opinii – Biała Rika. I nie mam tu na myśli autobiografizmu – choć wydarzenia z dziejów rodziny i samej autorki stały się kanwą powieści a ojciec Parys na spotkaniu autorskim kilkukrotnie zakrzyczał „Magda, jaka ta książka jest autobiograficzna”. Parys pokazuje, jak bardzo skomplikowana i wielowarstwowa jest ludzka pamięć w ogóle. Gdyby wspomnienia były czymś namacalnym, to z całą pewnością byłyby chropowate. Momentami wyblakłe, ułomne, w innym miejscu ostre, dokładne jak fotografia, do tego nieprzewidywalne i zmieniające się w czasie. I to wszystko jest w Białej Rice. Obecna w powieści asynchroniczność, chaotyczność, wybiórczość i „dziurowatość” skontrastowana z jasnością, pewnością i detalicznością opisanych wspomnień nadaje jej autentyczności, intymności i nie pozwala na obojętność czytelnika. Do tego dochodzą sentymentalne, pełne emocjonalnego zaangażowania opisy Gdańska, Szczecina i Berlina. I przede wszystkim drzewa genealogiczne, wciąż poprawiane, wciąż rysowane na nowo narzędzia służące do analizowania skomplikowanych rodzinnych relacji. Na wstępie wspominałam o polisemii, tą wielogłosowością dotknięta jest cała powieść. Oprócz kotłujących się myśli narratorki a to redaktorka coś wtrąci, a to matka, kuzynka, córka – każdy chce dojść do głosu, każdy chce łatać wspomniane dziury, odkrywać prawdę. Tylko w przypadku tej historii mamy do czynienia z prawdą (a może z prawdami?) nadzwyczaj skomplikowaną.

Mimo iż nie jest to kolejna w dorobku Parys powieść kryminalna, sensacji tu nie brakuje. A jeśli Parys i sensacje, to wiadomo, że chodzi o relacje polsko–niemieckie. Tak było w Tunelu i Magiku, tak jest i w tym przypadku, gdy narratorka Dagmara poznaje historię matki swojego ojczyma, Ruth, Niemki i Karola, Polaka. Rzecz działa się w czasie II wojny światowej, co determinowało skomplikowanie tego uczucia. A już na pewno nie ułatwiała go bliźniaczka Riki, Gerda, żywiąca do Karola bliźniacze uczucie. Więź między siostrami pęka, gdy Rika i Karol uciekają do Szczecina. To jednak nie jedyna historia opowiedziana w powieści; historii i babć jest tu dużo. Tu właśnie, w tym poniemieckim szczecińskim mieszkaniu pojawia się narratorka, Dagmara i jej dzieciństwo. Dziewczynka, która z Gdańska musiała przenieść się do Szczecina, a której niedługo przyjdzie zmierzyć się z jeszcze większą zmianą; pokonać odwrotną do babci Riki drogę – wyjechać do Niemiec – chce poznać rodzinne sekrety. Dzięki swej uporczywości i konsekwencji dociera do historii narodzin i śmierci, przeżyć szczęśliwych i wstrząsających. I, paradoksalnie, ta niełatwa przeszłość rozbitej rodziny pozwala jej odnaleźć się w świecie.

Nie pisz
Nie napiszę jednak tej książki. Zbyt mnie boli. Zmieniam imiona, zmieniam nazwy ulic, ludzi, zmieniam, co mogę, a i tak wszystko jest takie, jakie było naprawdę.
Nie gadaj, przecież wszystko zmyślasz, mówi mama.
Jest tyle innych żyć ciekawszych, jest tyle innych spraw ważniejszych i jest kilka innych książek, a ja o tej Niemce, Ruth, Rice.
Zamykam zmęczony komputer i spoglądam za okno.

Wracając do Bergsona, w swych analizach nie zatrzymuje się on na przeszłości. Pisze, że każda świadomość jest antycypacją przyszłości. [Umysł] zajmuje się tym, co jest, lecz mając przede wszystkim na uwadze to, co ma być. Uwaga jest oczekiwaniem, i nie ma świadomości bez pewnej szczególnej uwagi wobec życia. Przyszłość jest obecna, (…) przyciąga nas do siebie. To nieprzerwane przyciąganie (…) jest też przyczyną, dlatego nieustannie działamy. Każde działanie jest wkraczaniem w przyszłość. Zatrzymanie tego, czego już nie ma, antycypowanie tego, czego jeszcze nie ma: oto pierwsza funkcja świadomości.

I ta teraźniejszość i ta przyszłość także z Białej Riki wyzierają. Można zapytać: po co? Czy przeszłość nie okazała się być wystarczająco skomplikowaną? Widzę co najmniej dwa powody. Po pierwsze, by odnaleźć, a raczej: by wciąż na nowo odnajdywać swoją tożsamość. Po drugie, by jeszcze mocniej uwydatnić to skomplikowanie ludzkiego losu, które dotyka nas w bardzo różnych momentach. Wtedy, gdy wolimy psy, ale mamy trzy koty (na szczęście później, tak dla równowagi, będziemy mieć wymarzone trzy psy) czy wtedy, gdy jesteśmy w Polsce, a wszystkim, co w niej dostrzegamy są poniemieckie ślady.

Świetnie napisana i pięknie wydana. Polecam zarówno powieść, jak i spotkania autorskie z Magdaleną Parys.