HARRY POTTER I PRZEKLĘTE DZIECKO, J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany

Projekt bez tytułu (28)

harry-potter-i-przeklete-dziecko-czesc-1-2-b-iext40657154

HERMIONA
-Hogwart jest taki wielki.
RON
-Wielki. Cudowny. Pełen żarcia. Oddałbym wszystko, żeby tam wrócić*.

Na pewno znacie ten stan, gdy po latach wracacie do czegoś, co zrobiło na Was duże wrażenie. Robicie to zupełnie bezinteresownie: z sentymentu czy z ciekawości aktualnego odbioru ważnego wycinka Waszej przeszłości. Bez zastanowienia mogę stwierdzić, że taka rolę w moim dzieciństwie i okresie dorastania pełnił świat wykreowany przez J.K.Rowling. Co prawda litery potrafiłam składać już wcześniej, ale to pierwsza część sagi przygód Harry’ego Pottera sprawiła, że zaczęłam samodzielnie pochłaniać książki. Dzięki niej pokochałam czytać. Punktem odniesienia w mierzeniu czasu dla Greków były olimpiady. Nie będzie dużym wyolbrzymieniem stwierdzenie, że dla mnie taką olimpiadą były kolejne tomy i epizody filmowe z Harrym Potterem w roli głównej.

Kiedy dowiedziałam się, że powstaje dramat opisujący losy czarodziejów z Hogwartu dziewiętnaście lat po zatrzymaniu akcji w ostatniej z książek Rowling, mimo sceptycyzmu wobec wskrzeszania dobrych acz zamkniętych historii, trudno było mi zachować obojętność. Zanim “obiecana” książka ukazała się na rynku minęło jednak sporo czasu. Zdążyłam wyjechać do Hiszpanii i mimo iż charakterystyczna żółto-czarna okładka (rzecz niezwykle rzadka: książka ukazała się we wszystkich wersjach językowych w takiej samej szacie graficznej) biła po oczach z witryny każdej księgarni, moje oczekiwanie na jej lekturę osłabło. Książkę Harry Potter y el legado maldito (polski tytuł: Harry Potter i przeklęte dziecko) dostałam w prezencie gwiazdkowym od hiszpańskich przyjaciół zaraz przed powrotem na Święta do Polski. Gdy tylko zajęłam miejsce w samolocie, niemal bezwiednie wyjęłam ją z torby i zaczęłam czytać.

DUMBLEDORE
Harry, w tym pogmatwanym, pełnym emocji świecie nie ma idealnych odpowiedzi. Doskonałość jest poza zasięgiem ludzkości, poza zasięgiem magii. W każdej pięknej chwili szczęścia kryje się kropla trucizny: świadomość, że ból powróci. Bądź szczery wobec tych, których kochasz. Pokaż swój ból. Cierpienie jest rzeczą równie ludzką jak oddychanie.

Przystępując do lektury książki, o której mowa trzeba wiedzieć kilka rzeczy. Przede wszystkim, Harry Potter i przeklęte dziecko nie stanowi ósmej części sagi J.K.Rowling (nie dajcie się zwieść napisowi: “ÓSMA HISTORIA” na tylnej części okładki). Po pierwsze dlatego, że jest to tekst sztuki teatralnej (wystawionej na deskach londyńskiego teatru dla, złośliwie nazywanych w sieci, wybrańców – bankrutów). Po drugie, Rowling nie jest jego autorką, a jedynie osobą, z którą scenariusz był konsultowany. To ważne ustalenia, zarówno dla recenzenta, jak i dla czytelnika, gdyż przesądzają one o niestosowności porównywania tej książki z serią o Potterze. Moim zdaniem, na tle sagi nowość wypada słabo; samodzielnie – ma większe szanse na obronę. Dlaczego?

Tym, co w mojej opinii zasługuje na szczególne uznanie są sylwetki postaci – zwłaszcza tych nowych, ale w większości przypadków także tych dobrze nam znanych. Dzięki naprawdę dobrym dialogom i sugestywnym didaskaliom czytelnik poznaje dwóch nowych bohaterów: Albusa (syna Harry’ego i Ginny Potter) oraz Scorpiusa (młodego Malfoya). Każdy z nich mierzy się z problemami wieku dojrzewania oscylującymi wokół poszukiwania własnej tożsamości, w których ważną rolę odgrywa postać ojca i przyjaciela. W tym znaczeniu mamy więc do czynienia z dziełem inicjacyjnym. Jeśli chodzi o pozostałe postaci, to niewątpliwie trzeba docenić odbrązowienie Harry’ego Pottera, który staje się człowiekiem z krwi i kości, popełniającym błędy i przyznającym się do tego, ale przede wszystkim człowiekiem, którego także dotykają różnego rodzaju lęki (począwszy od strachu związanego z panującą ciemnością czy gołębiami po obawę związaną z wychowywaniem dzieci). Ludzki staje się Malfoy, którego postawę dzięki zwierzeniom łatwiej nam zrozumieć. Za pośrednictwem Harry’ego i Malfoya, ojcostwo staje się drugim wątkiem przewodnim dramatu. Jeśli chodzi o kreację postaci, nie mogę znieść sposobu przedstawienia Rona, który w tym scenariuszu staje się mężczyzną wyjątkowo nieporadnym, błaznem i po prostu głupcem. To, co śmieszyło, ale w pozytywnym, zjednującym czytelników sensie w serii Rowling, teraz budzi raczej politowanie.

img_9560

Największym rozczarowaniem towarzyszącym mojej lekturze okazała się fabuła. Chcąc uporać się z własnymi problemami, Albus i Scorpius wyruszają w czasoporzestrzenną podróż, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością, a nawet z alternatywnymi jej wersjami. Młodość trójki przyjaciół przenika się, często w wymuszony sposób, z młodością nowo poznanych bohaterów. Do tego bez żadnego sensownego uzasadnienia pojawia się postać Cedrica Diggory’ego (czarodzieja zabitego przez Voldemorta podczas Turnieju Trójmagicznego w czwartej części serii Rowling). Jakby tego było mało, Harry’ego znowu zaczyna boleć blizna, co oznacza, że Sami Wiecie Kto powraca. Nie chcąc zdradzać szczegółów dodam tylko, że nie czyni tego osobiście. Dla mnie jest to powrót w wyjatkowo słabym stylu. Jak na fantastykę przystało, przedstawiona historia jest odrealniona i nieprawopodobna, jednak po raz pierwszy w przypadku przygód czarodziejów z Hogwartu jest to  dla mnie synonim naiwności i groteski. Rowling przyzwyczaila czytelników do zaskakiwania, ale jej elementom zaskakoczenia nigdy nie można było odmówić spójności z akcją. Czytając Harry’ego Pottera i przeklęte dziecko, odnosiłam wrażenie, jakby autorzy wrzucili wszystkie swoje pomysły i elementy fabularne pojawiające się w serii Rowling do jednej czary, która w losowej kolejności je wypluwała i przenosili je na papier.

DRACO
Moim zdaniem w pewnym momencie trzeba dokonać wyboru, kim chcesz zostać. I powiem ci, że w takiej właśnie chwili potrzebujesz albo rodzica, albo przyjaciela. Jeśli zdążyłeś znienawidzić rodzica i nie masz przyjaciół, jesteś zupełnie sam, a taka samotność jest bardzo trudna.

Otwieram książkę i zaczynam czytać. I nic się nie dzieje. Bo niby wracam do Hogwartu, ale to nie jest już ten sam Hogwart. Dolatuję do Warszawy a potem dojeżdżam pociągiem do Łodzi. Za mną kilka godzin podróży i jakieś trzy czwarte książki. Bardziej z uwagi na formę i przystępny język (przypomnę, że czytałam wersję hiszpańską, ale przypuszczam, że w przypadku polskiego wydania jest podobnie) niż ze względu na porywającą fabułę czyta się ją naprawdę szybko. Wchodzę do domu i dopadam półkę, na której znajduje się seria Rowling. Otwieram lekko przykurzone tomiszcza. Część pierwsza w dużej części naznaczona jest czekoladą; druga – pełna podkreśleń  i zagiętych rogów. Trzecia na pierwszy rzut oka wydaje się być “normalna”, ale kilka zakładek znajdujących się w różnych miejscach książki świadczy o licznych relekturach. Czwarta i piąta – z połamanymi grzbietami – w końcu to wydania w cienkiej oprawie liczące około tysiąca stron każda. W szóstce ulotki z premiery książki i kilka nabazgranych numerów telefonów do fanów Rowling zanotowanych podczas tej imprezy w dużej księgarni. Siódemka – podczas jej lektury musiałam pić dużo kawy. Musicie przy tym wiedzieć, że ja generalnie zawsze dbałam o książki i że te wszystkie “ślady” świadczą nie tyle o moim niedbalstwie, co o wielokrotnej lekturze każdego z tomów, o czytaniu w ciągu, bez przerwy, przy jedzeniu i zamiast snu. Przypomniałam sobie to czytanie z wypiekami na twarzy, niekończące się dyskusje z innymi czytelnikami, maniakalne oglądanie filmów i porównywanie ich do książek. Do tej pory, kiedy w telewizji leci “Harry Potter” można znaleźć mnie siedzącą przed ekranem. W przypadku książki, którą niedawno otrzymaliśmy, tego wszystkiego już nie ma. I choć dobrze się do Hogwartu wraca, to za dużo dobrych książek przeczytałam, by móc się zachwycać tą, którą trzymam w ręku. Dlatego mam rozterkę, czy polecić ją miłośnikowi Pottera czy może zasugerować relekturę któregoś z tomów pióra Rowling. Kiedy piszę ten tekst i przeglądam książkę w celu wybrania cytatów, pomidor z trzymanej przeze mnie w ręce kanapki głośno upada na jedną z kartek. Teraz przynajmniej mam kompletną (nie)kolekcję.

* Mimo lektury hiszpańskiego wydania książki, cytaty pochodzą z polskiego przekładu autorstwa Piotra Budkiewicza i Małgorzaty Hesko-Kołodzińskiej.