BRUNATNA KOŁYSANKA, Anna Malinowska

IMG_0851

z21229187V,-Brunatna-kolysanka--Anny-Malinowska

Człowiek nie jest maszyną, którą można przeprogramować. Dlaczego mnie to wszystko spotkało? I kim, do cholery, jestem?

23 marca 2017, Dom Literatury w Łodzi. Przychodzę kilka minut przed spotkaniem, pełna aula; siadam na dostawionym krześle. Środek tygodnia a ci wszyscy ludzie przyszli posłuchać o piekle Lebensbornu. To cieszy. Zwłaszcza, że było to najbardziej przejmujące spotkanie, w jakim uczestniczyłam. Towarzyszył mu ogromny ładunek emocjonalny; prowadzącemu rozmowę Maciejowi Robertowi i autorce Annie Malinowskiej nierzadko drżał głos, szklily im się oczy. I mnie też. Kiedy na scenę weszli goście specjalni – troje “dzieci Lebensbornu”, któr przeszły przez himmlerowskie ośrodki, poruszenie było powszechne. Spotkania autorskie w różnym stopniu wpływają na moją decyzję co do podjęcia lektury i na jej odbiór. Wysłuchanie opowieści pani Barbary Paciorkiewicz, pana Janusza Bukorzyckiego i pana Zdzisława Oberbeckiego sprawiło, że nie potrafiłam zdystansować się i porzucić ich historii. Brunatną kołysankę zaczęłam czytać od razu po powrocie do domu, odkładając ostatnio rozpoczętą książkę (co mi się właściwie nie zdarza) i najbliższe plany, tak nieistotne wobec dramatu, w który, choć trudno uwierzyć, dokonał się naprawdę. 

IMG_0719

17435960_789426797883081_547326340731535645_o

– Mam też zdjęcie prawdziwej mamy – pokazuje zdjęcia eleganckiej kobiety w szykownych kapeluszach albo w modnym, nieco śmiałym jak na tamte lata stroju kąpielowym. – Jak mogłam ją zapamiętać? Moja córka też dziś nie pamięta swojego ojca. Ale ona miała mnie. A ja nie miałam nikogo. Zniszczono nam psychikę. Celowo mówię “nam”. Przecież nie jestem jedynym dzieckiem, które podczas wojny zostało wywiezione do Niemiec. Jest nas sporo. Wielu już nie żyje. Nasza psychika, psychika tych dzieci jest jak złamana gałąź, która nigdy się nie zrośnie. Nic nie przywróci człowiekowi życiowej równowagi.

Brunatna kołysanka to, jak mówi podtytuł książki, historie uprowadzonych dzieci, acz nie tylko. Te kilkanaście historii z czasów wojny stanowi punkt wyjścia i punkt kulminacyjny zarazem. Punkt wyjścia, bo dzięki nim Malinowska opowiada o potworności całego stworzonego przez Himmlera systemu, którego celem było hodowanie niemieckiej rasy na chwałę i użytek Hitlera. Wszystko zaczęło się jeszcze przed wojną, gdy Niemki miały w ośrodkach Lebensbornu rodzić dzieci oddawane Führerowi. W społeczeństwie postrzegane jako ekskluzywne domy publiczne ośrodki służyły za miejsca „produkcji” obywateli Rzeszy. Później, w latach 1939 – 1945 wywożono tam polskie dzieci, które podlegały brutalnemu zniemczaniu: pozbawiano je polskich rodzin, karano za mówienie po polsku, zmieniano imiona i nazwiska na pochodzenia germańskiego. Wiele dzieci, wywabionych z domu pod pozorem badań lekarskich już nigdy do nich nie powróciło. Czasem jedynym, co pozostało im z czasów pobytu w Polsce była fotografia. Tu pojawia się punkt kulminacyjny: fundamentalna kwestia tożsamości człowieka. W rozmowach z ludźmi, których spotkał ten straszliwy los, reportażystka dowodzi, jak ważna jest dla każdego człowieka jego tożsamość. Pokazuje, jak trudna dla „dzieci Lebensbornu” była prawda o ich przeszłości i jak, mimo tego, jej pożądały. Jak kluczowe są choć szczątkowe informacje na temat swojego pochodzenia i przodków do tego, by móc budować przyszłość. Bo, jak powiedział pan Oberbecki, nieznośne jest życie takiego znaku zapytania.

– Czy w obcej kobiecie można rozpoznać matkę?
– Rozpoznać nie. Ale intuicyjnie poczuć. Wie pani, dziecko z brakiem ojca jakoś się pogodzi. Ale nigdy z tym, że nie ma matki. Mojej niemieckiej mamy bardzo mi brakowało. (…) Moją prawdziwą matkę po raz pierwszy zobaczyłem wtedy na dworcu. (…) Wysiadłem z pociągu i wzroku od matki nie potrafiłem oderwać. Od jej oczu. Nigdy ich nie zapomnę. Z nich bił żar. One mnie pochłaniały… Były cudownie niebieskie. Choć mama miała czarne włosy. Ale te oczy… Wszystko w nich było. Ciepło, miłość. To mnie przyciągało jak magnes.

Choć opisane historie dzieją się w czasach wojny, występuje tu ona w białych rękawiczkach: bohaterów nie spotyka śmierć, nie dochodzi do rozlewu krwi. Chyba zgodnie przyznamy, że nie jest to typowy obraz wojny, jaki mamy przed oczami. Być może dlatego dramat bohaterów reportażu Malinowskiej nieobecny był właściwie w społecznej świadomości. Bo choć przypadek Lebensbornu od dawna znany jest historykom, to dopiero Brunatna kołysanka wyciaga go na światło dzienne współczesnego czytelnika (a przynajmnej na tak dużą skalę; drugą pozycją poświęconą tej tematyce jest Obwód głowy Włodzimierza Nowaka). Mecenas Roman Hrabal, ważna postać w książce Malinowskiej a jeszcze ważniejsza w życiu uprowadzonych dzieci i ich rodzin oszacował, że Lebensborn zabrał z Polski 200 tysięcy dzieci, z czego po wojnie powróciło 30 tysięcy. Adwokat większość swojego życia poświęcił na łączenie polskich rodzin, które w wyniku całej wojennej zawieruchy rozpierzchły się po świecie. Co stało się z resztą z nich? Możemy się tylko domyślać.

 

Malinowska, stosując niemalże przezroczysty język daje dojść do głosu “dzieciom Lebensbornu”. Mimo że minęło tyle lat, dla nich wojna nie zakończyła się w roku 1945, ona trwa nadal. Reportażystka pokazuje, że nic tu nie jest czarne albo białe, ale co najwyżej brunatne, bo na pewno pozbawione kolorów. Życie w niemieckiej rodzinie nierzadko zapewniało szczerą miłość i dostatek. Powrót do Polski natomiast odbiegał od happy endu – bywało tak, że czasem zbyt wiele się wydarzyło lub od zerwania więzi rodzinnych minęło za dużo czasu (Myśmy po prostu za późno się spotkali, mówi jedno z “dzieci”). Zdarzało się i tak, że takie dziecko wracało do Polski i nikt na nie nie czekał, co skazywało je na pobyt w sierocińcu. Piekło Himmlerowskich ośrodków zniszczyło im psychikę, skazywało na samotność i pustkę, często bezpowrotnie przekreślając szanse na odnalezienie się w społeczeństwie i normalne życie. 

Czy dobrze znać przeszłość? Tak, bo to daje spokój. Nie żałuję, że ją poznałam. Przestałam się bić z myślami.
Kim bym dziś była, gdyby nie wojna? Oczywiście Niemką. Pewnie też miałabym inny charakter (…) Ale w moim życiu nie ma prostych odpowiedzi. Ojca zabrali do wojska. Matkę zgwałcili żołnierze. Przez wojnę straciłam rodziców. Ale po wojnie miałam drugą mamę. Wiem, jak bardzo mnie kochała. Jaką wagę przykładała do mojego wychowania.
Jednak wojna wypaliła we mnie dziurę, którą długo musiałam wypełniać: dowiedzieć się, kim jestem, spotkać brata. Były bezsenne noce, bicie się z myślami. Kim jestem? Skąd jestem? Kim byli rodzice?

Brunatna kołysanka to przejmujący reportaż historyczny ukazujący grozę wojny nieznanych powszechnie wydarzeń. Prywatne oblicze dramatu, perspektywa dominująca w tej książce, dotyka najgłębiej: paraliżuje i nie pozwala spać. Wydawnictwo Agora przygotowało multimedialną prezentację o jej bohaterach. Zobaczcie: https://www.youtube.com/watch?v=VSam0GNvyMY a potem przeczytajcie, bo to trudna, ale bardzo potrzebna pozycja.