NIKT NIE IDZIE, Jakub Małecki

IMG_3620

nikt-nie-idzie-b-iext53161548

Nikt nie idzie
Jakub Małecki
Wydawnictwo SQN
data premiery: październik

Chyba z braku czasu nie napisałam o przeczytanej mniej więcej rok temu Rdzy Jakuba Małeckiego. Żałuję, bo oceniam tę pozycję jako bardzo dobrą. Rdzą autor odciął się od fantastycznego nurtu, w który wcześniej wpisywała się jego twórczość. Nikt nie idzie jest wydaną rok później (zarówno ta, jak i poprzednia książka miała swoją premierę podczas Targów Książki w Krakowie) kontynuacją nowo obranej drogi. Małecki w podobny sposób utkał narrację i podtrzymał melancholijny nastrój. Dla niektórych to powodujący nudę objaw pisarskiej stagnacji, dla mnie znak rozpoznawszy autora, którego sposób odczytania świata jest mi bliski.

Podobnie jak w Rdzy, na Nikt nie idzie składają się losy kilku bohaterów. Bliżej poznajemy czwórkę: Marzenę i Klemensa oraz Olgę i Igora. Pierwszą parę wiąże relacja macierzyństwa, Marzena jest matką Klemensa, niepełnosprawnego „chłopaka-mężczyzny” osieroconego w wieku kilku lat przez ojca – pilota. To kobieta silna, jednak nie z uwagi na niezłomny charakter, ale przez zmuszające ją do tego okoliczności. Jest przede wszystkim matką; nie ma czasu ani energii do realizowania się jako kobieta. Upośledzony umysłowo Klemens żyje w swoim świecie, gdzie królują przedmioty codziennego użytku: chropowate, śliskie, wydające dziwne dźwięki. Takie, na które nie zwracamy uwagi dopóki nam się nie zepsują. Chłopak-mężczyzna, któremu w zachowaniu często bliżej do zwierzęcia niż człowieka. Narażony na niezrozumienie i społeczny ostracyzm „Dzik” idzie prze życie z plecakiem wypełnionym balonami z helem i wytatuowanym na przedramieniu adresem zamieszkania. Relacje Olgi i Igora ewoluują w czasie. Na przestrzeni trzydziestu lat, kiedy toczy się akcja powieści, łączy ich koleżeństwo, przyjaźń, miłość – zawsze dotknięte niepewnością i dystansem. To związek kontrastujących ze sobą osobowości. Ekstrawertyczna Olga vs. zamknięty w sobie Igor; dziewczyna rzucająca świetnie płatną pracę na rzecz spokojnego wypiekania słodyczy vs. chłopak kochający haiku, który etat na wydziale japonistyki zastępuje grą na giełdzie. Marzena, Klemens, Olga i Igor – czwórka bohaterów mogących z powodzeniem naprawdę zamieszkiwać stolicę naszego kraju.

Klemens lubi chodzić na kładkę nad stacją Olszynki Grochowskiej, tam gdzie Warszawa gwałtownie się kończy, ustępując miejsca wielkim połaciom torów i niczego. (…) Po drodze często mijają mężczyzn w nieokreślonym wieku, prawdopodobnie znacznie młodszych, niż wskazywałby na to ich wygląd. Siedzą na parapecie przed sklepem spożywczym albo na ławce przy Szaserów. Latem tłoczą się, zajmując krawężniki, byle w cieniu. Przycupnięci na krawędziach swoich dawnych planów na życie, odmieniają „ja” przez wszystkie przypadki. Mnie kiedyś to. Ja jak pracowałem w. Ze mną nigdy nie było tak, że. A ja to w życiu. Ja to pierdolę.

Małecki splata losy postaci podszywając ich życie doświadczeniem straty. Osamotnieni, łaknący miłości przeżywają śmierć bliskiej osoby: męża, matki, nienarodzonego dziecka, dziadka, brata. Nikt nie idzie odczytuję przede wszystkim jako opowieść o samotności, która dopada człowieka w domu pełnym ludzi i w zatłoczonej Warszawie. Najgłośniej wybrzmiewają w niej zdania, które nigdy nie zostały wypowiedziane – ze strachu przed odtrąceniem albo dlatego, że śmierć przyszła nieoczekiwanie. To również refleksja nad tym, jak ważna w życiu jest pasja. Muzyka, kolekcjonowanie zdjęć z fontannami, haiku, pieczenie ciast – dla jednych nic nie znaczące wycinki świata, dla innych – cały świat popychający życie do przodu.

 

Nikt nie idzie jest lekturą na dwa, może trzy wieczory albo na kilka dłuższych przejazdów autobusem. Opowiedziana historia absorbuje czytelnika, zwłaszcza, że poszatkowana na kawałki stawia go w permanentny stan czujności. Stopniowo scalana ze strzępów wspomnień opowieść pozwala lepiej zrozumieć bohaterów, wobec których trudno o obojętność. Małecki posługuje się staranną polszczyzną, którą coraz rzadziej można znaleźć na kartach powieści młodych autorów. Nie jest brutalny, nie pisze, by szokować, woli nie dopowiedzieć niż przegadać. Lubię pełne zdania Małeckiego-narratora i wiarygodne wypowiedzi jego bohaterów potęgowane wprowadzaniem do fabuły rzeczywistych kawałków Polski opisywanych czasów. To wszystko sprawia, że raczej smutne i przygnębiające książki autora niosą spokój i poczucie swojskości. Rzec można, proza życia, w której nic nas nie zaskoczy. Dla niektórych to zarzut, dla mnie – duży atut.
Lekturę Nikt nie idzie zaczęłam w sposób nietypowy. Okoliczności skłoniły mnie do sięgnięcia po udostępnioną przez Audiotekę w formie audiobooka pierwszą część książki. W roli lektorki wystąpiła Agnieszka Więdłocha, której słuchanie okazało się prawdziwą przyjemnością. Na co dzień nie sięgam po audiobooki, ale gdyby nie fakt, że wcześniej kupiłam książkę w wersji papierowej, prawdopodobnie skusiłabym się na jego zakup. Na rzecz wersji papierowej przemawia staranne wydanie, za którym stoi oficyna SQN – przyjemny skład, dobra redakcja, miły papier i poręczny format. Świetna okładka i ciekawa grafika wewnątrz książki.

Sięgnijcie po Nikt nie idzie Jakuba Małeckiego, jeśli szukacie wrażliwej i melancholijnej narracji o wnętrzu człowieka, który kocha, pragnie i cierpi.