KRÓTKA HISTORIA SIEDMIU ZABÓJSTW, Marlon James

Projekt bez tytułu (32)

james_krotka-historia_m

Powiedzieć, że na co dzień nie słucham reggae, nie wypuszczam dymnych kółek z ust i nie odwiedzam slumsów, to wciąż zbyt mało, by wykazać, że klimaty, w których dzieje się opowiadana przez Jamesa historia to zupełnie nie moja bajka. Jednak Krótka historia siedmiu zabójstw, która na szczęście do krótkich wcale nie należy (liczy 752 strony!) to książka, która nie wymaga od nas tego, co napisane powyżej. Marlon James z rozmachem, o którym będzie mowa poniżej wprowadza czytelnika w brutalny i bezwzględny jamajski świat. Świat jakże odległy od tego, którego poznanie oferują nam biura podróży. Ja jednak polecam Wam kreślony przez Jamesa, w sposób żywiołowy i nieszczędzący emocji, obraz jamajskiego społeczeństwa i natury ludzkiej w ogóle. Bo choć po lekturze Krótkiej historii nie szukam tanich lotów na Jamajkę, to bez cienia wątpliwości, warto było sięgnąć po tę książkę. Dlaczego? 

Ktoś musi mie wysłuchać, równie dobrze możecie wy. Gdzieś jakoś ktoś osądzi żywych i umarłych. Ktoś napisze o dobrych i złych, bo ja jestem człowiekiem chorym i złym i nie było chorego i bardziej złego ode mnie. Ktoś, może za czterdzieści lat, jak Bóg przyjdzie po nas wszystkich, nikogo nie pomijając. Ktoś o tym napisze, usiądzie przy stole po południu w niedziele, drewniana podłoga będzie skrzypieć, lodówka szumieć, ale żadnych duhów dokoła, nie tak jak jest ze mną przez cały czas, i napisze moją historię. I nie będzie wiedział, co napisać i jak napisać, bo nie przeżył tego, bo nie będzie wiedział, jak śmierdzi kordyt ani jak smakuje krew, gdy krew siedzi uparcie w gębie, żeby nie wiem ile sie litrów wypluło. Nawet kropli nie poczuł. Żadna skośnooka zjawa nie dopadnie go we śnie, nie ogłupi mokrym snem, że prawie mu życie przez usta wyssa, chociaż ja zawsze zęby zaciskam, a jak sie budze, to mam twarz całą w ślinie, jakby mie ktoś żelatyną ubabrał i włożył do lodówki.
DEMUS*

I James podejmuje się napisania tej i wielu innych historii.

Posłuchajcie.
Umarli nigdy nie przestają gadać. Może dlatego, że śmierć to nie śmierć, tylko raczej coś w rodzaju siedzenia w kozie. Wiemy, skąd przyszliśmy, i ciągle stamtąd wracamy. Wiemy, dokąd idziemy, chociaż nigdy nie docieramy do celu, po prostu jesteśmy martwi. Martwi. Brzmi to jak wyrok; to nie jest czasownik. Spotykamy ludzi nieżyjących dłużej niż my snują się bez przerwy, ale zmierzają donikąd, słyszymy, jak wyją i syczą, bo wszyscy jesteśmy duchami, bo wszyscy uważamy się za duchy, ale rzecz w tym, że nie żyjemy. Że jesteśmy duchami, które wślizgują się w inne duchy. (…) Nie żyć to rozumieć, że śmierć nie oznacza odejścia, tylko przebywanie na polach umarłych. Czas biegnie dalej. Widzimy, jak płynie, ale sami pozostajemy w bezruchu, niczym obraz z uśmiechem Mona Lisy. W przestrzeni między gardłem poderżniętym przed trzystu laty a zgonem noworodka, który przyszedł na świat dwie minuty temu, śmierć jest taka sama.
SIR ARTHUR GEORGE JENNINGS

W Krótkiej historii James powołuje do istnienia siedemdziesiąt sześć postaci (każdą z nich przedstawia czytelnikowi we wstępie powieści). Wiele można powiedzieć o bohaterach Jamesa, ale nie to, że są nijacy. To mocne, wyraziste postaci, na których pogłębione portrety psychologiczne składają się zarówno opisy ich zachowań, jak i sposób ich wyrażania. Każda z nich mówi swoim, charakterystycznym jedynie dla siebie głosem, który pozwala czytelnikowi jeszcze głębiej wniknąć w opowiadaną historię. To właśnie niesamowita mnogość stylów i konwencji czyni dla mnie tę powieść prawdziwie epicką. Słowa uznania niewątpliwie należą się także polskiemu tłumaczowi powieści, Robertowi Sudołowi. Co istotne, głosy żywych nieustannie przeplatają się tu z głosami umarłych, nierzadko dopiero na końcu danego monologu czytelnik dowiaduje się, jaki jest status bytowy postaci. Bo niewątpliwie nie to jest najważniejsze. Czyniąc duchy zmarłych bohaterami powieści, James mówi wiele o wierzeniach Jamajczyków, zgodnie z którymi dusza zmarłego wędruje do nieba, ale jego duch pozostaje na ziemi. Dzięki temu mieszkańcy wyspy wciąż podejmują dialog z tymi, których fizycznie już nie ma na ziemi. Jamajczycy wierzą też w istnienie zwiastunów śmierci – te swoiste dźwięki, zapachy, migawki można wyczytać z kart Krótkiej historii.

Jak matka wypluje takiego gluta jak ja na świat, to od razu kładzie lache. Kaznodzieja mówi, że w życiu każdego człowieka jest pustka, co ją zapełni bóg, ale ludzie z geta pustke mogą zapełnić tylko pustką. Siedemdziesiąty drugi to nie sześćdziesiąty drugi, ale ludzie ciągle szepczą, bo krzyczeć nie mogą, a jak zginął nagle Artie Jennings, to marzenia zabrał ze sobą do grobu. Marzenia o czym, to ja nie wiem. Ludzie są głupi. Marzenia nie odeszły, ludzie tylko siedzą w środku koszmaru i nawet się nie umieją połapać. Więcej ludzi sprowadza sie do geta, Delroy Wilson śpiewa, że muszą nadejść lepsze dni, a facet, który zostanie premierem, też to śpiewa. Muszą nadejść lepsze dni. Męszczyzna, co wygląda jak biały, ale potrafi gadać jak czarnuh jak potrzeba, śpiewa, że nadejdą lepsze dni. Kobieta, co się ubiera jak królowa i co geto zaczyna ją obhodzić dopiero, jak wezbra i sie przeleje na Kingston, śpiewa, że muszą nadejść lepsze dni.
Ale najpierw nadhodzą gorsze.
BAM-BAM”

img_5335

Najnowszym izmem socjalistycznego premiera jest kapitulacjonizm. Jako chyba jedyna na Jamajce nie słyszałam premiera mówiącego, że codziennie jest pięć lotów do Miami, więc każdy, kto chce wyjechać, może to zrobić bez trudu. Muszą nadejść lepsze czasy? Miały nadejść cztery lata temu. Teraz mamy taki izm, siaki izm i tatę, który uwielbia rozprawiać o polityce. To znaczy wtedy, kiedy akurat nie narzeka, że nie doczekał się syna, bo to mężczyźni troszczą się o losy ojczyzny, nie chcą zostać królową piękności. Nienawidzę polityki. Nienawidzę tego, że skoro tu żyję, muszę żyć polityką. I nic się na to nie poradzi. Jak się nie interesujesz polityką, polityka interesuje się tobą.
NINA BURGESS

Już z samej okładki książki można wywnioskować, że będzie w niej  mowa o reggae, a skoro reggae, to i o jego największym głosie, czyli o Bobie Marleyu. Rzeczywiście, Marley, nazywany w powieści Śpiewakiem, odgrywa ważną rolę w powieści, nie tyle jako konkretna osoba (wszak nie jest to jego biografia), ile jako symbol Jamajki i jej pacyfistycznych  idei. Śpiewak jest tu istotny o tyle, o ile stanowi punkt odniesienia dla pojawiających się w Krótkiej historii historii właśnie. Szturm na dom Marleya stanowi punkt kulminacyjny fabuły, jednak w kontekście całej powieści jest jedynie pretekstem do opowiedzenia innych treści. Każda z tych mikrohistorii składa się na niezwykle realistyczną Historię Jamajki lat 70. i 80. XX wieku, gdzie handel bronią, korupcja, prostytucja, niczym nieuzasadniona przemoc (pytanie, czy przemoc w jakichkolwiek okolicznościach można usprawiedliwić?) to chleb powszedni. To Historia przesiąknięta bólem, polityką i narkotykami. Historia, której nie czyta się łatwo i wobec której nie sposób pozostać obojętnym. Jej fragmenty dzieją się także w Ameryce, do której wyemigrował autor powieści, jednak to o Jamajce przede wszystkim chce pisać. Wracając do muzyki, jest ona wszechobecna. I nie chodzi tu tylko o reggae, ale także o rock. Tekst Jamesa powstawał przy rozmaitych dźwiękach, o czym autor informuje czytelnika na końcu powieści. Tekst Jamesa jest muzyką – by się o tym przekonać, wystarczy przeczytać niemalże dowolny jego fragment na głos. Kolejny dowód stanowi fakt, iż każda z części książki nosi tytuł piosenki tamtego czasu. W wywiadach autor przyznaje zresztą, że dźwięczność tekstu ma dla niego duże znaczenie. 

Bóg umieścił ziemię z dala od nieba, bo nawet on nie może wytrzymać odoru trupów. Śmierć to nie łowczyni dusz ani ducha, to wiatr o zimnym oddechu, pełzająca choroba. (…) Nie będzie ostatnich słów przed śmiercią. Ciekawe, czy płaczesz. Ciekawe, czy masz nadzieję, że jakimś cudem Śpiewak usłyszy twoje błaganie o litość.
Jedno powinieneś wiedzieć.
Żywi nigdy nie słuchają.
SIR ARTHUR GEORGE JENNINGS

Napisałam już, że język, którym operuje James jest bardzo zróżnicowany i muzyczny. To wulgarność i gramatyczno – stylistyczne skomplikowanie służą autorowi do wyrażenia przemocy ulicy i wszechobecnej śmierci. Dźwięczność tekstu pozwala natomiast ukazać jego dialogiczność, wielość perspektyw i dochodzenie do głosu z wielu różnych (żywych i nie z tego świata) stron. Jego kolejną, bardzo ważna cechą jest sensualność, której nie potrafię przyrównać do żadnej z czytanych przeze mnie do tej pory książek. To feeria barw, mnogość dźwięków i zapachów budują tę Historię, czyniąc jamajski świat niebezpiecznie bliskim i przejmującym. Jaki to świat? Agresywny, pełen nierówności – dzielący ludzi z uwagi na kolor skóry i majątek, gniewny, frustrujący i pozbawiony jakiejkolwiek moralności. Wszystko to można wyczytać z Krótkiej historii siedmiu zabójstw, co świadczy o niezwykłej świadomości Marlona Jamesa jako pisarza i jako człowieka w ogóle, która została doceniona Nagrodą Bookera 2015 roku.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

* Błędy ortograficzne stanowią zamierzony zabieg literacki, to oryginalny zapis polskiego tłumaczenia książki.