POCHWAŁA NUDY, Josif Brodski

Projekt bez tytułu (23)

T003445

Kiedy patrzyłem na te widokówki, poprzysiągłem sobie, że gdybym kiedykolwiek wyrwał się z rodzinnych pieleszy, to pojadę w zimie do Wenecji, wynajmę pokój na parterze od ulicy – co ja mówię! od kanału – usiądę i napiszę kilka elegii, gasząc papierosy na mokrej posadzce, aż będą skwierczały; a kiedy skończą mi się pieniądze, wcale nie kupię biletu na powrót, lecz tani rewolwer, i tam palnę sobie w łeb. Bardzo to oczywiście dekadencka fantazja (ale jeśli nie być dekadentem w wieku dwudziestu lat, to kiedy?). Jestem jednak wdzięczny Parkom, że pozwoliły mi przeżyć lepszą część tego zamysłu. To prawda, historia dosyć dziarsko rozprawia się z geografią. Jedyny lepszy sposób, to zostać banitą, nomadą; cieniem muskającym koronki porcelanowych arkad odbite w kryształowej wodzie.  

Josif Brodski, rosyjski noblista chwali nudę. Chwali też poezję, chwali podróże, chwali życie. A ja? Ja chwalę Brodskiego, dziś za tom esejów wznowiony w ubiegłym roku przez Znak z okazji 20. rocznicy śmierci autora, o którym w Polsce mówi się zdecydowanie za mało.
Eseje Brodskiego zgromadzone w Pochwale nudy to piętnaście zupełnie różnych, acz tworzących spójną całość, tekstów. Sporą część z nich stanowi zapis mów wygłoszonych przez autora z różnych okazji. Jego audytorium stanowili zarówno uczestnicy pierwszych targów książki w Turynie, absolwenci Uniwersytetu Michigan w Ann Arbor (mowa wygłoszona na stadionie!), jak i zebrani na sympozjum zorganizowanym przez Fundację Twórczości i Przywództwa w Szwajcarii. Oprócz tego, jest tu list otwarty do prezydenta Czech, Vaclava Havla, ale też kilka tekstów autobiograficznych zawieszonych poza konkretnym czasem i przestrzenią. Brodski nie daje się jednak zamknąć w okolicznościach, w których pierwotnie padają napisane słowa. Prawdziwym powodem, z jakiejo zostały uwiecznione na papierze było, skończone ze swej natury życie, któremu zapewniają nieskończoność. A w nic Brodski nie wierzył tak bardzo, jak w długowieczność języka właśnie. Konkretne wydarzenia jawią się zatem jedynie jako pretekst do refleksji na temat (tragizmu) ludzkiej egzystencji, poezji i prozy, reżimu politycznego i statusu jednostki w państwie czy istoty historii.

Wiersz traktujący o miłości może przyjąć za temat praktycznie wszystko – rysy dziewczyny, wstążki w jej włosach, krajobraz za jej domem, przepływ chmur, gwiaździste niebo, dowolny martwy przedmiot. Może nie mieć nic wspólnego z dziewczyną; może opisywać rozmowę między dwiema osobami lub większą liczbą postaci mitycznych, zwiędły bukiet, śnieg na peronie. Czytelnicy wszakże poznają, że czytają wiersz przeniknięty na wskroś miłością dzięki żarliwości uwagi zwróconej na ten czy ów szczegół świata. Albowiem miłość to stosunek do rzeczywistości – zwykle kogoś skończonego ku czemuś nieskończonemu. Stąd żarliwość wynikła z poczucia tymczasowego charakteru naszej własności. Stąd potrzeba żarliwości, żeby znaleźć upust w artykulacji. Stąd poszukiwanie głosu mniej tymczasowego niż własny.

Mimo że tom liczy tylko 268 stron, nie należy go lekceważyć i nastawiać się na szybką lekturę (a przynajmniej dla mnie taką nie była). Czytając średnio dwa eseje dziennie, Brodski dostarczał mi wystarczająco dużo wątków do refleksji na resztę dnia. Jego teksty, mimo trafnych point, nie rozstrzygają żadnej kwestii. Wręcz przeciwnie – dla mnie stanowiły dopiero pobudzające otwarcie. Na co? Na pewno na myślenie poza schematami. Bo o myślach Brodskiego można powiedzieć wszystko za wyjątkiem podążania „sprawdzonymi” arteriami ludzkiego umysłu. Niesamowita przewrotność, lotność, erudycja – to wszystko sprawia, że teksty Poety Wielkiej Odmowy „otwierają”. O Wielkiej Odmowie czego tu mowa? Między innymi o tym pisze w bardzo dobrej przedmowie (naprawdę rzadko czytam przedmowy, ale ta trafia w punkt!) Irena Grudzińska – Gross.
Najbardziej cenię u Brodskiego przenikliwą świadomość z jednej i nienachalność z drugiej strony (któż inny, chcąc się rozprawić z doświadczeniem wojny pisałby, w warstwie literalnej, rzecz jasna, o wołowinie w puszkach, samochodach, pocztówkach i innych reliktach tego czasu?). To twórca, ale przede wszystkim człowiek ukształtowany, który w równym stopniu posiadł umiejętność całkowitego panowania nad językiem oraz prawdę o naturze ludzkiej egzystencji. Stąd owa zdolność otwierania umysłu, zmysłów i serca czytelnika. 

Gdy nas zdybie nuda, trzeba jej się poddać. Niech nas powali, pogrąży; sięgnijmy dna. Ta zasada dotyczy wszystkiego, co nieprzyjemne – im prędzej człowiek sięgnie dna, tym szybciej wypłynie na powierzchnię. Chodzi o to, (…) żeby spoglądać otwartymi oczami wprost w Najgorsze. Nuda zasługuje na takie oględziny, albowiem reprezentuje czysty, nie rozrzedzony czas w całej jego powtarzalnej, jałowej, monotonnej okazałości.

Brodski pisał na wygnaniu, zarówno poetycką prozę, jak i prozatorską poezję, co wyraźnie wybrzmiewa w Pochwale nudy. Dzięki niemu chyba wreszcie dorosłam do poezji jako kompletnej, zdaniem autora najdoskonalszej formy wyrazu artystycznego. Jakością, która wpływa na mistrzowski poziom tekstów jest wszechobecna ironia wobec świata i wobec siebie samego. Trzymam w ręku dzieło totalne, to pewne. Jedynym brakiem Brodskiego jest brak wiary w jakiś z góry narzucony sens, porządek życia. To rzadki mariaż formy i treści, w którym żadne z tych dwojga nie wybiega przed szereg. Nie ma tu miejsca na popisywanie się warsztatem pisarskim ani na moralizowanie. To równowaga w czystej postaci, której bardzo nam teraz brakuje.

IMG_9804

Życie to gra, która ma wiele reguł, lecz ani jednego sędziego. Człowiek uczy się jej bardziej przez obserwację niż przez sięganie do książek, w tym i do Biblii. Nic więc dziwnego, że tak wielu fauluje, tak niewielu wygrywa, tak wielu przegrywa.