NAJWAŻNIEJSZY CZŁOWIEK W MOIM ŻYCIU – o Akademii Opowieści i spotkaniu w Łodzi

IMG_0446

Będziecie mieli tylko jedną historię do opowiedzenia. Będziecie ją opisywać na różne sposoby. Nigdy nie przejmujcie się historią, bo macie tylko jedną, napisała Elizabeth Strout w Mam na imię Lucy.

Otwierając spotkanie łódzkich warsztatów Akademii Opowieści, Włodzimierz Nowak nazwał Polskę krajem ludzi nie(d)opowiedzianych. Chcąc wyjść naprzeciw tej narodowej ułomności, Gazeta Wyborcza zaproponowała akcję  Najważniejszy człowiek w moim życiu, której towarzyszy konkurs literacki o takim samym tytule. Włodzimierz Nowak, Mariusz Szczygieł i Michał Nogaś, nieoficjalnie nazwani podczas spotkania Trzema Muszkieterami Dużego Formatu jeżdżą po Polsce i wyciągają od cenionych w lokalnej społeczności ludzi opowieści mające stanowić odpowiedź na to pytanie. Przyświeca im jedna idea: najważniejsza jest opowieść.

20 lutego w łódzkim Centrum Dialogu im. Marka Edelmana Włodzimierz Nowak wypytywał o najważniejszego człowieka Urszulę Niziołek-Janiak, łódzką radną i aktywistkę. Wybór jednej postaci przysporzył zaproszonej nie lada kłopotu. Początkowo brała pod uwagę aż dwadzieścia pięć osób, związanych z Łodzią, których sylwetki układały się w postać krasnala stanowiącego metaforę miasta. Jak zauważył Nowak, opowieścią jest też miasto a jego rewitalizacja – w której Niziołek-Janiak ma aktywny udział – to opowieść o tym, jakim ma się stać.

Ostatecznie, wybór najważniejszego człowieka padł na postać spoza wspomnianego kręgu, pochodzącą z zupełnie innych rejonów, bo z Ukrainy. Uczestnicy warsztatów przysłuchiwali się opowieści o babci Irence – kobiecie o małych zniszczonych pracą na roli i w gospodarstwie dłoniach, pachnącej kurami (to były jej faworytki!, mówiła Niziołek-Janiak). Wybór ten był nieoczywisty dla samej opowiadającej, jak przyznała, była to “najmniej lubiana, najmniej doceniana babcia”. Początkowo na przekór samej sobie, wywoływała z pamięci strzępy związanych z nią wspomnień, by z czasem uświadomić sobie, jak wiele jej zawdzięcza. Łodzianka na oczach słuchaczy utkała niezwykle gęstą, sensualną opowieść (stąd to przemieszanie zmysłu wzroku i słuchu a w toku opowiadania nie zabrakło też wrażeń dotyku: wykrochmalona pościel i ręczniki o sztywności kartonu, smaku: śliwki z sadu zachłannie pałaszowane za etażerką babci i podpiwki oraz węchu: wspomniane kury, których tak naturalną na wsi śmierć związaną z gotowaniem rosołu, babcia Irenka każdorazowo opłakiwała).

Stwierdziwszy, że wielkie historie często demolowały życie małym ludziom, Niziołek-Janiak skupiła się na codzienności swojej babci. Opowiadała o ceremoniałach odtwarzanych przez babcię z uporem i miłością wobec męża, gdzie na pierwszy plan wysunęły się dobrze zapamiętane przedmioty: kapcie, poduszka, ciasto i czapka. Opowiadała o ręcznie wykonywanych poduszkach (każda inną techniką!) i o tym, jak przejęła od babci zamiłowanie do ręcznego rzemiosła, co bardzo mocno rzutowało na to, w jakim miejscu teraz się znajduje. Choć w życie jej krewnej wdarły się zawirowania historyczne, zwłaszcza te najbardziej przerażające, łodzianka wygumkowała je z pamięci jako te, których nie chce przekazywać swoim dzieciom. Dla niej najważniejszy jest człowiek z krwi i kości. Z małej historii swojej babci stworzyła wielką historię, która wpłynęła na to, kim jest opowiadająca.

Dla Niziołek-Janiak niezwykle ważny jest ten kobiecy przekaz, tak pomijany w przeszłości. Aktywistka zauważa, że historia pisana była nawet nie tyle przez zwycięzców, co po prostu przez mężczyzn, co doprowadziło do sytuacji, w której okaleczony został obraz prozy życia minionych pokoleń (opowiadająca żałuje między innymi, że tak mało wiadomo o podwórkowych zabawach z tamtych czasów). Mimo że stwierdenie to nie całkiem pozbawione było żalu, Niziołek-Janiak nie ma w sobie nic z wrogości i goryczy.  Nie odrzuca znanej nam historii, ale raczej – jak na aktywistkę przystało – nawołuje do ocalenia od zapomnienia tego, co jeszcze jest do odzyskania. A mamy na to ostatnie chwile.

Spinając klamrą opowieść Urszuli Niziołek-Janiak, Nowak nie szczędzi uznania dla jej gęstości, obfitości w najbardziej prozaiczne elementy, którym dotąd – jak przyznał – nie poświęcał należytej uwagi. Dzięki wnikliwości w codzienność opowieści, Nowak a wraz z nim ja i, jak podejrzewam, reszta uczestników spotkania, ujrzeliśmy modrzewiowy domek, podwórko i szklane ryby z kredensu babci Irenki. I jeszcze obrazy Malczewskiego, które podobno znajdowały się na jej strychu. Mnogość detali umożliwiła wejście w ten świat i podążanie za tą opowieścią. O tym, jak bardzo przejmująca była to historia świadczy także fakt, jak wiele z niej udało mi się zapamiętać – nie nagrywałam rozmowy a jej zapis jeszcze nie ukazał się w mediach.

IMG_0446

To pierwsze spotkanie Akademii Opowieści, w jakim wzięłam udział – do końca stycznia nie było mnie w Polsce a poza tym, one (te spotkania) wyskakują tak nagle i zazwyczaj z dala od Łodzi. Zapisy historii i wiele innych materiałów śledzę na stronie internetowej akcji. Jeśli macie możliwość, spieszcie na spotkania osobiście – jak można się domyśleć, opowieści snutej na naszych oczach towarzyszy zupełnie inny odbiór. Nigdy nie uczestniczyłam w kursach pisania i do tej pory nie jestem pewna, czy da się tego nauczyć, jednak Akademia Opowieści to akcja bezsprzecznie inna niż wszystkie. Nienachalnie i w sposób niezwykle autentyczny pokazuje nie tylko, jak opowiadać, ale także, jak wielką siłę ma opowieść. Sztuki opowiadania uczą nie tylko profesjonaliści w tej dziedzinie (obok pisarzy, historiami podzielili się m.in. aktorka, prezydent miasta czy dwóch neurochirurgów), co ma pokazać, że każdy może stać się opowiadaczem a każda historia jest inna i przez to wyjątkowa. Nowak, Szczygieł i Nogaś przede wszystkim uważnie słuchają a dopiero w drugiej kolejności dopytują, by jeszcze więcej wydobyć z pamięci opowiadających. Co więcej, udział w Akademii nic nie kosztuje.

Jeśli chodzi o towarzyszący akcji konkurs, tak sobie myślę, że – choć fajnie byłoby wygrać, by móc pracować nad swoim warsztatem i trochę się wzbogacić – już sam udział jest swego rodzaju zwycięstwem, bo pisząc na taki temat, nieuchronny jest zwrot ku samemu sobie. Próbując odpowiedzieć na pytanie, kim jest najważniejszy człowiek w moim życiu, natrafiam na szereg pytań pomocniczych: co mnie ukształtowało? czy potrafię docenić ludzi, którzy wpłynęli na moją tożsamość? i wreszcie, najtrudniejsze i zarazem najbardziej fundamentalne: kim jestem? Stety lub niestety, temat mojej pracy magisterskiej (skądinąd bardzo ciekawy) nie jest tożsamy z tematem Akademii, a taki pomysł padł z ust Włodzimierza Nowaka podczas spotkania, ale chcę podjąć tę próbę. No cóż, trzeba będzie to jakoś ze sobą pogodzić. Najważniejszego człowieka już mam.