LEGENDA O SAMOBÓJSTWIE, David Vann

IMG_6916

legenda-o-samobojstwie-b-iext51965671

Ojciec spojrzał na niego. Nie mazgaj się, rzucił. To nie miejsce dla beksy. Odszedł z powrotem do lasu, a Roy wziął siekierę i rąbał, i nienawidził swojego ojca. Tego miejsca także nienawidził, i słuchania, jak ojciec co wieczór płacze. Mówił coś o beksach? Ale wtedy poczuł się głupio, bo wiedział, że te nocne płacze to coś, co bał się lekceważyć.

Na polskim rynku książki zabulgotało (bo do wrzenia chyba jeszcze daleko). Nadzieję na jego lepszą przyszłość budzi fakt, że kolejnym ludziom chce się wydawać książki. W ostatnim czasie odnotowałam trzy obiecujące (niszowe, niezależne, ambitne) wydawnictwa: Pauza, Skarabeusz i Pewne Wydawnictwo. Dorzuciwszy do tego przebudzenie się z letargu około literackiej prasy – tu mam na myśli przede wszystkim świeże Non/fiction i Pismo – sądzę, że możemy być dobrej myśli. Potrzeba tylko (?) więcej dobrych księgarek i księgarzy, którzy odsieją ziarno od plew i znajdą miejsce na takie pozycje na swoich półkach. Wracając do bulgotania – dziś piszę o jednym z jego efektów, podwójnym debiucie, wydawniczym: Wydawnictwa Pauza i literackim: Davida Vanna.

Nie myślę już o tobie tak często, powiedział Royowi. Myślę o sobie, kiedy byłem w twoim wieku. Jak polowałem na kaczki tuż przed domem. Nocami z lampą łowiłem z pomostu okonie, strzępiele i sumy. O tym wszystkim także myślałem. Wydaje mi się, że jedno życie to tak naprawdę wiele żyć i zarazem tworzą coś zaskakująco długiego. Moje życie wtedy nie przypominało mojego życia teraz. Byłem kimś innym. Ale smuci mnie chyba, i dlatego o tym wszystkim mówię, że ty nie będziesz już miał szansy na kolejne życia. Miałeś dwa, może trzy. Wczesne dzieciństwo w Ketchikan, potem po rozwodzie przeprowadzka z matką do Kalifornii. To dwa. Może bycie tutaj ze mną to początek trzeciego. Ale wiesz, sam się zabiłeś, ja cię nie zabiłem, więc tyle z tego masz.

„Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo”, pisał Albert Camus. Pod tezą pozbawienia życia z góry założonego celu, ciągłego rozsypywania się dekoracji i konieczności samodzielnego nadawania sensu własnej egzystencji z pewnością podpisałby się David Vann. Kiedy w wieku lat dziewiętnastu Kanadyjczyk rozpoczyna pisanie Legendy o samobójstwie – a proces ten trwał niemal dziesięć lat – dochodzi do odmiennych względem Camusa wniosków. Podczas gdy autor Mitu Syzyfa stwierdza, że samobójstwo jest kapitulacją, a człowiek musi żyć, Vann-pisarz daje przyzwolenie na odebranie sobie życia, gdy to człowieka przerasta. Wiedząc, że Legenda jest pokłosiem samobójczej śmierci ojca, z którą musiał zmierzyć się trzynastoletni David, znajdujemy silniejsze od wskrzeszenia idei dekadentyzmu uzasadnienie takiej postawy. Co na ten temat sądzi Vann-wciąż obecny w świecie-człowiek, możemy się tylko domyślać. Pewne jest, że książka, którą trzymam w ręku, zawierająca elementy autobiograficzne i stanowiąca odpowiedź na prawdziwe wydarzenia, jest próbą przepracowania traumy, która położyła cień na dzieciństwie chłopca. Jest wyrazem żalu, poczucia winy i próbą zatrzymania chwil spędzonych z ojcem. I choć sam tekst nie pozwala na pozostanie obojętnym wobec opowiadanej historii, znajomość przeszłości pisarza ukazuje heroiczność napisania jej i wydania drukiem. Publikację Legendy odczytuję więc także jako zwycięstwo literatury nad słabościami i lękami jednostki.

 

Przejdźmy do fabuły. Na niewielkich rozmiarów książkę składa się sześć opowiadań – wariacji o śmierci i życiu (w tej kolejności). Ich głównym bohaterem i spoiwem jest Roy – chłopiec, a potem chłopak, uwikłany w relacje: z drugim człowiekiem (przede wszystkim z ojcem, matką i macochą), ze światem (z naturą, materią, z prawami, jakimi rządzi się świat), z samym sobą (z własną seksualnością i tożsamością w ogóle). Zbiór otwiera opowiadanie, w którym młodziutki Roy, zapalony ichtiolog, chłopiec ciekawy świata przeżywa rozpad rodziny. Jednak moment, w którym ojciec decyduje się porzucić swoje dotychczasowe życie (żonę i dwójkę dzieci) dla innej kobiety jest dopiero początkiem trudnej historii Roya. W dalszej części „przygód” przyjdzie mu poznawać kolejnych, efemerycznych partnerów matki, nawiązać kontakt z macochą, a także – zgodnie z rzeczywistym biegiem wydarzeń – zostać półsierotą.

Otwarty ocean to niesamowity widok. Wszędzie tworzące się szczyty, wyskakujące i znikające, wzgórza płynące obok. Trudno było uwierzyć, że to tylko woda, trudno było uwierzyć, jak wiele jest jej pod Jimem. Walczył chyba przez całą wieczność, ale minęło prawie z dziesięć minut, kiedy zdrętwiał, zmęczył się i zaczął łykać wodę. Myślał o Royu, który nie miał okazji poczuć tego przerażenia, o Royu, którego śmierć była natychmiastowa. Zwymiotował wodą, połknął wodę i oddychał wodą, taką, jaki był jego koniec: zimny, trudny i niepotrzebny, i wtedy Jim już wiedział, że Roy go kochał i to powinno było wystarczyć. Po prostu niczego nie zrozumiał w porę. 

W najdłuższym z opowiadań zatytułowanym Wyspa Sukkwan ojciec proponuje Royowi spędzenie roku na odludnej wyspie Alaski. Mimo zawahania, złakniony kontaktu z rodzicem chłopak zgadza się na wyprawę. Vann poświęca tej historii najwięcej miejsca, bo jest ona historią dla niego najważniejszą. Przed takim wyborem stanął bowiem niegdyś sam David, który odmówiwszy wyjazdu z ojcem, stał się świadkiem jego samobójczej śmierci. Z poczucia odpowiedzialności za tę śmierć Vann projektuje wydarzenia, które mogłyby mieć miejsce, gdyby wspólna wyprawa doszła do skutku. Roy, alter ego Davida, przebywając sam na sam z nieobecnym na co dzień ojcem jeszcze dotkliwiej odczuwa jego brak. Zdany wyłącznie na siebie, stara się być silnym, bo przecież taki powinien być mężczyzna. Tego właśnie wymagał od niego ojciec – ale tylko za dnia (w nocy sam płakał w poduszkę). Roy stara się więc być podwójnie silnym – za siebie, i za niego. Tylko czy to może się udać? W tej wersji historii inne życie dobiega kresu. Każde z opowiadań krąży po orbicie wokół postaci ojca, któremu Vann dedykuje Legendę. To projekcje rzeczywistości z ojcem i bez niego, ukazujące, jak ta relacja determinuje egzystencję dziecka (niezależnie od jego wieku).

Okazało się, że wspomnienia są zdecydowanie bogatsze niż ich źródło – cofanie się w czasie tylko wyobcowuje człowieka z pamięci. A ponieważ pamięć to często wszystko, na czym opiera się życie albo człowiek, powrót do domu może to odebrać. (…) Mały kawałek granitu również mnie odpowiada. Przynoszę mu kwiaty i siedzę z nim jak za dawnych czasów, tyle że teraz nie muszę robić spaghetti. Słucham rozdzierających się fal, rozgniatam grube liście przypołudnika między palcami, patrzę na wyższy błękit i czasami, kiedy w górnych prądach udaje mi się dosłyszeć pełne nadziei natarczywe łopotanie, niemal wyobrażam sobie, że mój ojciec w końcu ożył. 

Mimo iż Vann pisze o kwestiach rudymentarnych, budzących silne emocje, Legenda o samobójstwie stanowi powściągliwy zapis przeżyć wewnętrznych bohaterów. Nie buduje napięcia ani za pośrednictwem przesadnej egzaltacji ludzkim losem, ani za pomocą nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Kolejne nieskomplikowane zdania sucho relacjonują fakty i zachowania, i tylko czasem przepływają przez nie explicite wyrażone emocje. Brak wyrażonego wprost dramatyzmu nie powoduje jednak znieczulenia czytelnika na los bohaterów. Przeciwnie, dzięki umiejętnie (tu: subtelnie i równo, bez niepotrzebnych fajerwerków) prowadzonej narracji, pozwala podskórnie wyczuć napięcie między ojcem i synem. Rozpamiętując i projektując alternatywne wersje rzeczywistości, Vann pokazuje siłę rodzinnych więzów; to, że bez ojca nie można być w pełni synem, i na odwrót. To, że zdefiniować siebie można tylko w odniesieniu do innych. Legenda o samobójstwie to przykład prozy, która z pozoru oferując mniej, dostarcza więcej niż przepastne tomiszcza. Autentyczna, pozbawiona otuchy i złudnych nadziei, nie rozświetli zimowego popołudnia, ale na pewno je ubogaci.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Pauza.