KREDZIARZ, C.J.Tudor

IMG_9853

5a55047d4d0fb

Rzadko sięgam po literaturę popularną, przede wszystkim dlatego, że szkoda mi na nią czasu w obliczu zaległości w literaturze pięknej ostatnich lat, o klasyce nie wspominając. Literatura popularna to taka, w przypadku której trudno jest mi wybrać cytaty warte przytoczenia w recenzji. A tak na poważnie, to mimo iż dobre książki pisane dla czystej rozrywki czytelnika angażują go i dostarczają silnych przeżyć, ich rola często na tym się kończy, a ja chciałabym od literatury czegoś więcej. Jednak od czasu do czasu… Dziś piszę przedpremierowo o Kredziarzu – thrillerze brytyjskiej autorki C. J. Tudor (Wydawnictwo Czarna Owca), na lekturze którego całkiem dobrze traciło mi się czas.

Miło jest mieć zasady. O ile można sobie na nie pozwolić. Sam uważam się za człowieka z zasadami, ale pewnie większość ludzi by tak o sobie powiedziało. A prawda jest taka, że każdy z nas ma swoją cenę, jakiś pstryczek, który wystarczy przełączyć, żeby zmusić człowieka do zrobienia czegoś, co nie jest do końca chwalebne. Zasady nie opłacą raty kredytu hipotecznego, nie umorzą długu. W codziennym życiu są zupełnie bezużyteczną walutą. Człowiek z zasadami to ktoś, kto ma wszystko, albo taki, który nie ma absolutnie nic do stracenia.

Akcja Kredziarza toczy się dwutorowo w teraźniejszości i w przeszłości. Wypadki, które miały miejsce latem 1986 roku, znajdują kontynuację trzydzieści lat później. Losy dwunastoletniego Eddiego i jego przyjaciół po latach znowu zostają splecione. Historia rozpoczyna się niewinnie: pewnego upalnego dnia do brytyjskiego miasteczka, w którym mieszkają główni bohaterowie przyjeżdża lunapark. Tam też dochodzi do pewnego wypadku, a wraz z nim w społeczności pojawia się nowy, albinoski, nauczyciel. Tytułowy Kredziarz zbliża się do Eddiego, podsuwając mu pomysł porozumiewania się z rówieśnikami za pomocą pisanych kredą symboli. Pewnego dnia znaki te doprowadzą dzieciaki do rozkawałkowanego ciała znanej im dziewczyny. Niewyjaśnione morderstwo i jego konsekwencje dają o sobie znać trzy dekady później, kiedy każdy z dawnych przyjaciół otrzymuje list z kawałkiem kredy i znajomym symbolem. Tajemnicą pozostaje adresat oraz jego intencje, a także szereg zdarzeń będących udziałem dorosłych, którzy w dzieciństwie niewinnie komunikowali się ze sobą za pomocą asfaltu i kawałka kredy.

Dzięki przenikającym się z teraźniejszością reminiscencjom, Tudor zręcznie buduje napięcie i, dokonując zaskakujących zwrotów akcji, posuwa akcję naprzód. Wraz z odsłanianiem kolejnych faktów, a czasem tylko hipotez, sprawa staje się coraz bardziej złożona, a jej rozwiązanie coraz odleglejsze. Blef łatwo pomylić ze szczerym wyznaniem, żarty – z przerażająco absurdalną rzeczywistością. Żadnego z bohaterów nie sposób rozpatrywać w binarnych kategoriach dobry – zły, winny – niewinny. To postacie skomplikowane psychologicznie, skrywające mroczne sekrety i, w konsekwencji, posiadające ukryte motywy swoich działań. Tudor świetnie pokazuje, że większość problemów i zaburzeń nastolatków jest wynikiem ich sytuacji w domu, która rzutuje na ich dorosłe życie. Biorąc pod uwagę ten aspekt książki, można uznać ją za powieść inicjacyjną; właśnie w portretach bohaterów upatruję największy atut Kredziarza.
Autorka prowadzi z czytelnikiem grę, co rusz podsuwając mu nowe tropy. Nasuwają się pytania: Kto zabił i po co? (to najpierw) oraz: Do czego zdolny jest upokorzony, przepełniony żądzą zemsty człowiek? (w szerszej perspektywie).

– Jak się masz? czy to głupie pytanie?
– W porządku. Chyba. Niby się tego nie spodziewałem, ale jednak nigdy nie jest się na to gotowym.
To prawda. Nikt nie jest przygotowany na śmierć. Na jej ostateczność. Jesteśmy przyzwyczajeni do kontroli nad własnym życiem. Wydaje nam się, że możemy je przeciągać w czasie. Ale ze śmiercią nie ma żadnych targów. Żadnych rozpaczliwych próśb, żadnego odwołania do wyższej instancji. Śmierć to śmierć i to ona trzyma w garści wszystkie atuty. Nawet jeśli uda się ją oszukać, drugi raz na ten sam blef się nie nabierze.

Kredziarz to zręcznie napisany thriller, który wciąga, o czym świadczy fakt, że jego lektura zajęła mi dwa popołudnia. Warto dodać, iż jest to literacki debiut autorki nazwiskiem Tudor (jej imiona zostały utajnione, co nasuwa skojarzenie z przypadkiem J. K. Rowling). Dodatkowym atutem powieści jest powrót do klimatycznych lat 80. (choć porównanie z emitowanym przez Netflix serialem Stranger Things jest zdecydowanym marketingowym nadużyciem). Śmiało mogę przyznać, że jest to książka, nad którą warto stracić kilka godzin. Premiera książki już za tydzień, 28 lutego 2018 roku.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa.