EXODUS, Łukasz Orbitowski

IMG_6676

Exodus-okładka-278x400

Ludzie zawsze wisieli na innych ludziach, przez co świat przypomina wielką choinkę. Ci u szczytu najmniej narzekają, lamenty dochodzą znad samej ziemi, a wszystko razem tworzy niekończące się Boże Narodzenie. 

Schyłek minionego roku okazał się bardzo mocny dla polskiej prozy. Na ostatni kwartał AD 2017, a zwłaszcza na Targi Książki w Krakowie, wydawcy przygotowali pozycje, na które warto było czekać przez cały rok. Jedną z nich bezapelacyjnie był Exodus Łukasza Orbitowskiego (Wydawnictwo SQN) – blisko 450-stronicowa proza poświęcona mrokom człowieczej duszy.

Śmiech przychodzi jak atak serca, jak kula, która trafiła Wernera w głowę. Rodzi się w brzuchu i rośnie, zgniatając płuca i serce, rozprasowuje żebra, a z nimi wątpliwości, wspomnienia i poczucie winy, jestem tylko tubą na rechot, bez przeszłości, przyszłości i grosza przy duszy, śmieję się, aż boli, zapalam światła w oknach i sprawiam, że taksówkarze zmieniają pasy. Bardzo dobrze, nigdzie stąd nie pójdę, tylko będę się śmiał, aż ktoś się zatrzyma i pośmieje się ze mną. 

Exodus to powieść – spowiedź (odarta z nadziei na rozgrzeszenie) trzydziestoparoletniego mężczyzny, który stracił dziecko. Każdy rozdział rozpoczyna obsesyjnie odtwarzana przez Jana scena, w której srebrna toyota wjeżdża w siedzącego w wiacie przystanku Mikołaja. Wszystko, co dzieje się po przytoczeniu tego wspomnienia stanowi wyrzut sumienia głównego bohatera. Retrospekcje – Jan wychowywany był jedynie przez nadopiekuńczą matkę, związał się z dziewczyną, której przyjaciółkę pożądał (z czasem wdając się w romans z tą drugą), w połowie studiów dopadło go ojcostwo, zmuszając do porzucenia marzeń i aspiracji na rzecz walki o byt – zapowiadają nadejście tragicznego momentu. Czasowe następstwa śmierci dwunastoletniego chłopca – wyjazd do Berlina, praca w obozie dla uchodźców w Lublanie, „przeprowadzka” do Grecji i wreszcie powrót do Warszawy – są nieudaną próbą ucieczki, przede wszystkim od siebie. Orbitowski opowiada historię człowieka słabego, pokaleczonego przez życie; człowieka, który doznał największej straty. Nie jest to jednak postać, której się współczuje, a przynajmniej nie do końca. Jan to mężczyzna skupiony na sobie, nie baczący na innych, bawiący się ich uczuciami. Czytelnik może próbować tłumaczyć jego zachowania, ale raczej nie będzie z nim „trzymać” (przynajmniej od pewnego momentu). Ja z nim nie trzymałam, a jednocześnie obchodził mnie jego los. Rzadko otrzymujemy tak prowadzoną narrację – w niej upatruję największy walor tej powieści.

Całe życie zasypiałem z książką, z laptopem, z telefonem. Dziś mam tylko ścianę, po której przesuwają się światła i cienie. Brakuje nawet zegarka. Godziny się kurczą, minuty – rozciągają. Serce wali, że aż strach. Osuwam się w sen i zaraz wracam na jawę jak topielec wyrwany spod wody. Biję się po brzuchu, walę głową w poduszkę, przeklinam własne ciało, które nie chce zasnąć. Czemu zwróciło się przeciwko mnie? Dlaczego mnie nienawidzi?
Odpowiedź ma twoje imię. 

Exodus to powieść, którą czyta się w napięciu, choć trudno odpowiedzieć, na co się czeka przerzucając jej kolejne kartki. Przygnębiająca, ponuracka, utwierdzająca w przekonaniu, że człowiek jest raczej zły niż dobry. Pozbawiona naiwności i moralizowania. Do tego ciekawa językowo i starannie wydana. Czytałam z przyjemnością.