PASZTETY, DO BOJU!, Clémentine Beauvais

IMG_3868

99080a416fe-pasztety-do-boju

Pasztety, do boju! (org. Les petites reines)
Clémentine Beauvais
z francuskiego przełożyła Bożena Sęk
Wydawnictwo Dwie Siostry, 2017

Książki dla najmłodszych czytelników przeszły w ostatnich latach rewolucję. Wreszcie traktuje się dzieci na poważnie: nie, nie jak dorosłych, jak dzieci, którym należy się szacunek, uwaga, podejmowanie ważnych problemów w odpowiedni sposób. Spłynęła z nich tandeta i różowy lukier – w ręce młodego czytelnika coraz częściej trafiają dzieła sztuki. Nie mam dzieci, za to książki dziecięce – owszem. A co z literaturą dla młodzieży? Książki dla nastolatków są w przeważającej mierze banalne, dosłowne, zwyczajnie głupie. Rzadko wybiegają poza szkolne mury i gimnazjalne rozterki miłosne. Sama załapałam się na czytaną przez poprzednie pokolenie Siesicką i serię o Ani z Zielonego Wzgórza. Z nowości lubiłam powieści Ewy Nowak, za to niemal z marszu odrzuciłam Musierowicz (do tej pory żywię niechęć do Borejków i do okładek skrywających ich historie). Kiedy miałam naście lat, większości nowo wydanych książek adresowanych mojej grupie wiekowej nie dało się czytać. Uciekłam w fantastykę (co nie jest trudne, kiedy należy się do pokolenia HP), szybko przesiadłam się na literaturę „dla dorosłych”. W roku 2019 potrafię znaleźć kilka pozycji, które odpierają zarzut żenującego poziomu książek dla młodzieży, ale o ile coraz trudniej znaleźć naprawdę złą pozycję dziecięcą, o tyle z młodzieżówkami wciąż nie mam takiego problemu. Tak, boli mnie to, że dziecko po lekturze mądrych, uwrażliwiających, szukających odpowiedniego języka dla przedstawienia (po)ważnych problemów książek o Alzheimerze (Niezapominajka Agnieszki Świątek), prawach zwierząt (Zwierzokracja, Oli Woldańskiej-Płocińskiej) czy Zagładzie (Mój pies Lala Romana Kenta) staje się nastolatkiem, któremu literatura niewiele ma do zaoferowania. Że intelektualnie i emocjonalnie czeka go nie rozwój, ale uwstecznienie. Wcale mnie nie dziwi, że czytanie nie jest ulubioną aktywnością polskich nastolatek i nastolatków. ALE! Dziś piszę o książce, która dowodzi, że dla młodzieży też można pisać z sensem. 

Clémentine Beauvais, autorka książki Pasztety, do boju! (Dwie Siostry, 2017, tłumaczenie na j. polski: Bożena Sęk) gościła na ostatnim Big Book Festivalu. W czerwcu na warszawskiej „scenie” (patrz: zdjęcie poniżej) usiadła moja rówieśniczka, która o świecie milenialsów mówiła z nieudawanym przejęciem. Nie było w tym narzekania i moralizatorstwa, ale przychylność i zrozumienie. I dużo humoru. W połowie spotkania wszystkie dostępne w festiwalowej księgarni egzemplarze zostały wyprzedane.
Kilka dni temu Pasztety wpadły mi w ręce w miejskiej bibliotece. Wypożyczyłam. Przeczytałam. I pierwszy raz o bardzo dawna dostrzegłam potencjał literatury młodzieżowej.

IMG_0417

Pasztety, do boju! to historia trzech nastoletnich Francuzek, które połączyło zwycięstwo w facebookowym plebiscycie na najbrzydszą dziewczynę w szkole w Bourg-en-Bresse. Złotym Pasztetem wyróżniono Astrid („jasne włosy, dużo pryszczy i taki zez, że widać jej tylko połowę tęczówki, reszta chowa się pod powieką”), szesnastolatkę, nową w Bourg. Srebrny Pasztet przypadł Hakimie, trzynastolatce arabskiego pochodzenia („megabrzydka, ma czarny wąsik i potrójny podbródek; wygląda jak stara wydra”). Na tytuł Brązowego Paszteta zdaniem szkolnej zbiorowości zasłużyła natomiast Mirelle („galaretowaty tyłek, obwisłe cycki, kartoflowaty podbródek i świńskie oczka”), która, zajmując kolejny raz miejsce na podium, zaprawiona w boju o samoakceptację postanawia wesprzeć w nim nowe koleżanki. Na szczęście i niestety, dziewczyny mają ważniejsze problemy niż nieatrakcyjny wygląd. Zamiast wspólnego użalania i klepania się po plecach obmyślają plan dotarcia do Paryża, gdzie każda z nastolatek będzie chciała zawalczyć o to, co dla niej najważniejsze. Znajdując w sobie nieznaną dotąd motywację i energię, organizują wyprawę rowerową (dystans: 460 km!), którą same finansują, sprzedając podczas postojów… paszteciki. Ich przedsięwzięciem interesują się media, influencerzy i społeczność odwiedzanych miast, a Pasztety stają się symbolem walki o siebie i niezgody na hejt wymierzony w odbiegających od arbitralnie ustalonej normy.

– Nie rozumiem, czemu z takim uporem eksponujecie to przezwisko! – oburza się mama. – Pasztety! Straszne słowo.
– Stanie się piękne, zobaczysz. A w najgorszym razie zyska moc.

Beauvais nie bez przyczyny została okrzyknięta „wschodzącą gwiazdą francuskiej literatury młodzieżowej”. Jej książka bez nadęcia, ale w lekki i zabawny sposób opisuje bolączki dojrzewania we współczesnym świecie. Porusza problemy nastolatków posługując się ich, obfitującym w ironię i cięte riposty, językiem. Najważniejszym z nich jest brak akceptacji – grupy rówieśniczej, ale i własnej. W dobie wszechobecnego hejtu, który w dającej złudzenie anonimowości i bezkarności sieci przybrał na sile, Inni mają szczególnie trudno. Odszczepieńcem staje się „grubas”, „uchodźca”, „kaleka”, a w opuszczeniu świata wykluczonych pomóc mogą tylko inni wykluczeni. Podnoszenia poczucia własnej wartości nie ułatwia także wychowywanie się w patchworkowych, niepełnych rodzinach, nawet jeśli ma się najlepszego ojczyma na świecie. Pasztety, do boju! noszą znamiona powieści inicjacyjnej i powieści drogi. Z każdym pokonanym kilometrem, z każdą niepochlebną opinią na swój temat dziewczyny hartują swój charakter, dorośleją, nabierają dystansu.

 

Szczególnie cenię lekkość i poczucie humoru tej książki. Jej niebagatelne zaplecze terapeutyczne autorka przemyciła jakby mimochodem. Pasztety, do boju! czyta się z przyjemnością jako zabawną przygodę trójki nastolatek (i przystojnego brata jednej z nich), co dowodzi świadomości pisarskiej autorki oraz jasno sprecyzowanego odbiorcy książki. Kolejnym atutem jest naszpikowanie opisywanej rzeczywistości odpryskami dzisiejszego świata. To ucieczka w internet, ale i aluzje feministyczne (chyba nawet w postępowej Francji nie nazwano by szkoły imieniem Marie Darrieussecq) czy promowanie lokalnej żywności, budujące realność i bliskość opowiedzianej historii. Podoba mi się wreszcie nadawanie uniwersalności przedstawionych wydarzeń nie poprzez wyizolowanie ich z konkretnej przestrzeni, ale dzięki swojskiemu opisowi realnie istniejącego Bourg-en-Bresse.

Pasztety, do boju! wpisują się w nurt będącej na fali literatury girl power, ale robią to po francusku: w dyskretny i nienachalny sposób. Beauvais wyciąga rękę do dziewczyn zakompleksionych, wycofanych, pozbawionych cenionej w świecie przebojowości. Zawodowo komplementuje dziewczyńską przyjaźń, dodaje wiary w siebie i gra na nosie tym, którzy szydzą z innych. Zabawna, ironiczna, zuchwała historia trzech Pasztetów to także dowód na to, że (bardzo) dobra powieść dla młodzieży jest możliwa.

Książkę wypożyczyłam z Biblioteki Otwartej w Łodzi.