Podczas niemal tygodniowego pobytu w Berlinie i jednodniowej wycieczki do Poczadamu odwiedziłam więcej kameralnych księgarń i antykwariatów niż przez długi czas w Polsce. Tylko jedną z nich miałam na liście miejsc, które chcę odwiedzić. Pozostałe wyrastały przede mną na niemal każdym kroku. Zapraszam w fotopodróż po czytelniczych przybytkach stolicy Niemiec i jej okolicach.
Na początek księgarnia wyjątkowa: polsko-niemiecka buch|bund (w wolnym tłumaczeniu: związek książek) znajdująca się w Neukölln – dzielnicy tętniącej życiem, różnorodnej, bo w głównej mierze imigranckiej.
Otwarci, skorzy do rozmów (nawet w porze obiadowej!) księgarze, pierwszorzędny wybór literatury w polskiej i niemieckiej wersji językowej, wyjątkowy klimat. Można tu usiąść, poczytać, zjeść i wypić, a także wziąć udział w odbywających się często polskich i niemieckich spotkaniach autorskich (ostatnio była Marta Dymek ze swoją „Jadłonomią”). Niedawno w Rzeczpospolitej ukazał się artykuł o polskojęzycznych księgarniach na emigracji, w którym piszą m.in. o tym miejscu. Jeśli będziecie w Berlinie – zajrzyjcie tu koniecznie!
Wyjeżdżając na tydzień z kraju, zabrałam ze sobą trzy książki i czytnik, tak na wszelki wypadek. Z czym wyszłam z tej księgarni? Z książką, na dodatek polską (Deutsche nasz. Reportaże berlińskie Ewy Wanat). I choć trochę to przewrotne, chyba trudno o lepszą pamiątkę.
Pędzimy dalej. W kolejnych księgarniach ogarnął mnie czysty zachwyt (o zrozumienie było trudno, bo mój niemiecki sięga niewiele dalej niż zwroty grzecznościowe i liczebniki od 1 do 10) spowodowany nagromadzeniem dobrej literatury i frajda, która mi chyba nigdy nie minie, polegająca na szukaniu polskich tytułów. Ich zaś najwięcej na dziale dziecięcym – Wydawnictwo Dwie Siostry zdominowało rynek książki na całym świecie, są już niemieckie Drzewa Piotra Sochy, a kultowe Mapy Mizielińskich zdobią niejedną witrynę.
To moja koleżanka Magda, od niespełna dwóch lat – tymczasowa – berlinianka. Taaaaaką radość sprawił jej zakup pierwszej niemieckiej książki – nieśmiertelnych Baśni braci Grimm.
Poczdam. Poczdam to względem Berlina taki niemiecki podłódzki Zgierz. No prawie, taki niemiecki Zgierz z parkiem pełnym palm i pałacem Sanssouci. I jeszcze jedno prawie, bo z Poczdamu nikt się nie śmieje.
Antykwariat i klub gitarowy w jednym. Strasznie prowincjonalny i nudny ten Poczdam, prawda?
Antykwariat i kawiarnia o niebiańskim wystroju. Pani antykwariuszka nie pozwoliła mi zrobić więcej zdjęć, ale i tak było super.
Po takim tygodniu bardzo ciężko się wraca do Łodzi, gdzie księgarstwo ledwo przędzie.